wtorek, 20 grudnia 2016

POLSKIE STREFY RAINBOW czyli DESANT JANUSZY NAD MORZEM ŚRÓDZIEMNYM

Marketing Przy Kawie poprosił Pawła o skomentowanie pomysłu jednego z polskich biur podróży i reakcji jakie wzbudził. Poniżej treść artykułu opublikowanego na stronie serwisu.
Zachęcamy do lektury, życzymy spokojnych Świąt oraz udanych wakacji w przyszłym roku - w formule takiej, jaka Wam odpowiada.

Będąc w Rzymie, czyń jak Rzymianie. Albo pozostań sobą

Kategoria: Kampanie reklamowe | Autor: Agnieszka Jaszcz, Jakub Müller | Data: 12 grudnia 2016
Słowa kluczowe: wakacje, polskie strefy, styl życia, swojskość, aspiracje, rainbow


Pomysł biura podróży Rainbow, by w wakacje 2017 roku zorganizować polskie strefy w Chorwacji i Grecji, wywołał kilkutygodniową, zaskakującą falę hejtu. „Teraz, k..., Polska”, „strefa Janusza”, „buraki” – brzmiały komentarze. Ma to wiele wspólnego ze specyficznym podejściem Polaków do wakacji.

Apetyt na schabowego na zagranicznym urlopie


Przypomnijmy w skrócie. Polskie strefy mają powstać w kilku miejscowościach Grecji i Chorwacji. Kampania nowej oferty Rainbow, przygotowana przez agencje Fat Baby, Twin i Blueway Com, rozpoczęła się 24 października. 

Objęła spoty emitowane w telewizji i na VoD, działania online oraz materiały do dystrybucji w punktach sprzedaży. Symbolem nowości był kotlet schabowy – tak dla odmiany. 

https://www.youtube.com/watch?v=ur8TE-WTwF8

Wielu konsumentów, którzy jesienią nawet nie myślą o wczasach, temat rozpalił do czerwoności. „Teraz, k..., Polska”, „strefa Janusza”, „buraki” – to zaledwie próbka tego, co pojawiło się w Internecie i innych mediach. Skąd wziął się pomysł wywołujący tak duże emocje?

Biuro Rainbow wypróbowało go na mniejszą skalę w tegoroczne wakacje, w greckiej miejscowości Kokkino Nero, od lat odwiedzanej przez Polaków.

Z badań, które przeprowadziliśmy w 2015 roku wynikało, że jest liczna grupa osób, które do tej pory nie wyjeżdżały za granicę i spędzały wakacje w Polsce. Postanowiliśmy się przyjrzeć, dlaczego tak się dzieje i jakie są główne bariery dla zagranicznych wyjazdów. Okazało się, że wśród przyczyn znajduje się niepewność związana z nieznajomością języków obcych, chęć wypoczywania w gronie rodaków oraz przeświadczenie o tym, że zagraniczny wyjazd jest drogi – mówi Radomir Świderski, PR manager Rainbow.

Zamiary organizatorów są więc mało kontrowersyjne. Brzmią prosto: zaoferować wczasowiczom bezpieczne, zorganizowane, różnorodne formy spędzania czasu. Nie tylko zresztą Polakom, bo przyjść i przyłączyć się do zabawy może każdy. I ta idea obejmuje zarówno zaproszenie do wieczornych rozrywek, jak i ułatwienie turystom poznawania obcych krajów i kultur.

Będzie można przypomnieć sobie, jak gra się w badmintona, frisbee, warcaby albo chińczyka. Rywalizację zapewnią teleturnieje, dyskoteki i karaoke, a wytchnienie – plenerowy pokaz filmowy. W strefach będzie też informacja turystyczna, ułatwiająca wynajem samochodu, skutera czy poszukiwanie okolicznych zabytków.

Pracownicy biura podróży twierdzą, że ci, którzy wypoczywali w tym roku w próbnej strefie w Kokkino Nero, byli zadowoleni. A skorzystało z tej oferty 8 tys. osób.

https://www.youtube.com/watch?v=HbvDte85JlM (wywiady z klientami)

Co z kolei nie podoba się krytykom pomysłu? To, że ich zdaniem pielęgnuje on gnuśność amatorów wakacji, podczas których nie trzeba stykać się z niczym nowym ani próbować przełamać bariery językowej. I że w praktyce w swojskich strefach mogą rozkwitnąć niekoniecznie dobre zwyczaje i zachowania.

Dr Paweł Wójcik, psycholog marketingu z agencji komunikacji niestandardowej Futura Media zwraca uwagę, że negatywne, silnie nacechowane emocjonalnie reakcje wobec takiej koncepcji to przejaw narodowych kompleksów i poczucia niższości.

Z jednej strony to wstyd z powodu bycia Polakiem i obawa, że rodacy z takich stref jeszcze pogorszą – i tak już zły zdaniem krytyków – wizerunek Polaka za granicą. Z drugiej strony to możliwość podbudowania własnego poczucia wartości: „w przeciwieństwie do tych ksenofobicznych, nieobytych Januszy ja jestem człowiekiem światowym. Mówię po angielsku i nie jem bigosu, tylko frutti di mare”. W ekstremalnym wariancie takie osoby mogą udawać, że nie są Polakami i kiedy znajdą się w pobliżu takiej strefy, mogą nawet unikać prowadzenia rozmów w języku polskim, żeby nie utożsamiano ich z „obciachem z Polski” – tłumaczy Wójcik.

Strefy można uznać za odpowiedź na problemy, z którymi zmaga się rynek turystyczny. Zamachy i nierozwiązana sytuacja z uchodźcami sprawiły, że wyjazdy zagraniczne stały się mniej atrakcyjne dla klientów. Rainbow jako drugi co do wielkości gracz wśród krajowych operatorów turystycznych (do września br. z oferty biura skorzystało 291 tys. klientów) próbuje przede wszystkim rozszerzyć rynek o urlopowiczów, którzy dotąd za granicę nie wyjeżdżali.

Takie osoby często nie myślą o tym, co mogłyby zyskać, zobaczyć na takim wyjeździe, lecz skupiają się na przeszkodach. Kampania polskich stref usuwa jednocześnie dwie bariery: językową i cenową. Przed sezonem tydzień wakacji bez wyżywienia ma kosztować z przelotem od 753 zł, w sezonie za tygodniowy all inclusive z przelotem turyści zapłacą od 2000 zł.

Tymczasem w wynikach międzynarodowych ankiet na temat najgorzej zachowujących się turystów Polaków nie ma. Respondenci mobilnego przewodnika po świecie „Triposo” na najwyższym stopniu podium postawili Amerykanów, ponieważ są „głośni, niegrzeczni, grubi i straszliwie się ubierają”.

Zestawienie obejmuje też Brytyjczyków – cały świat ma dość ich wieczorów kawalerskich i panieńskich. Rosjanie słyną z głośnych, suto zakrapianych zabaw. We znaki dają się również Chińczycy ze swoją manią fotografowania, wiele skarg dotyczy obywateli Australii, Niemiec, Indii, Francji, Włoch, Brazylii.

Polski turysta nie stał się jak dotąd bohaterem newsów obiegających media na całym świecie. W przeciwieństwie do Chińczyka, który wyrzeźbił swoje imię na płaskorzeźbie w egipskiej świątyni. Kradzież pingwina z akwarium w Australii to wyczyn Brytyjczyków. I to nie Polacy napisali do władz parku Yellowstone z żądaniem wytresowania niedźwiedzi, aby pojawiały się zawsze tam, gdzie są spragnieni ich widoku turyści.

No dobrze, ale przecież hotele wakacyjne na całym świecie zapewniają już niejako w pakietach zabawy, animacje, występy artystów czy dyskoteki. Jeśli ktoś potrzebuje takich rozrywek, a boi się ich poszukać na własną rękę w obcym kraju, może po prostu uważniej przyjrzeć się ofertom w poszczególnych obiektach. Po co tworzyć odrębne strefy w polskim stylu?

Chcemy dać podobną okazję do rozerwania się wieczorem klientom z apartamentów i tańszych hoteli, dodatkowo dopasowaną do polskiego gustu – tłumaczy Radomir Świderski z Rainbow i wskazuje, że nie tylko polski klient lubi spędzać czas w swojskim otoczeniu. Niemcy integrują się z Niemcami, Brytyjczycy z Brytyjczykami i nie ma w tym nic dziwnego. Anglicy w hotelu dostają na śniadanie jajka na bekonie, a Niemcy – swoje ulubione piwo.

Tyle że Polacy podchodzą do spędzania czasu wolnego inaczej niż turyści ze wspomnianych krajów.

Musimy pamiętać, że dla sporej grupy Polaków zagraniczne, zwłaszcza egzotyczne wakacje to element budowania własnego wizerunku wobec przyjaciół i znajomych. Wyjazd do „polskiej strefy”, nawet za granicą, kojarzy im się z plażą nad Bałtykiem pełną rodaków – mówi dr Paweł Wójcik, dodając, że w takiej formule wakacji jest zdecydowanie za mało elementów aspiracyjnych.

Takie postawy naszych rodaków pozostają niezmienne nawet wobec faktu, że Anglicy czy Niemcy mają takie strefy, robią w nich to, co lubią – piją piwo i opalają piwne brzuchy, nie prezentują się pewnie znacznie lepiej od Polaków za granicą, i nie przejmują się tym szczególnie. No ale te nacje nie mają takich kompleksów i wakacje są dla nich tylko wakacjami – podsumowuje.


środa, 7 grudnia 2016

OPOWIEŚĆ WIGILIJNA i POLSKIE LEGENDY OD ALLEGRO CZYLI NA CZYM POLEGA STORYTELLING

Nasze place i ulice są pełne sklepów, a sklepowe półki pełne towarów. Jak więc się wyróżnić, jak przekonać klienta do zakupu właśnie naszych towarów i usług?
Trzeba sprzedać mu nie fizyczny obiekt, który łatwo skopiować, lecz emocje, marzenia i wartości. 

Nic tak nie angażuje serca i umysłu, nie zapada w pamięć, jak dobra opowieść. 
Od zarania dziejów opowieści czyniły świat zrozumiałym i nadawały sens ludzkiej egzystencji, mówiły jak żyć. Kiedyś tworzyli je szamani, kapłani, pieśniarze i poeci. Dziś do tej roli aspirują także specjaliści od reklamy. 

Storytelling to nic innego jak budowanie tożsamości marki i więzi z użytkownikiem poprzez, powiązane z marką, opowieści.

Homer, autor Iliady i Odysei, absolutny klasyk storytellingu,
 niezwykle zasłużony dla brandingu starożytnej Grecji;)

A oto bardzo współczesny przykład  reklamowej opowieści


Trochę dziwna ta reklama powiecie może. Co my niby mamy kupować pod jej wpływem? Widoczny przez moment napis na wstępie sugeruje, że kurs angielskiego. Reklama nie mówi nam niby dlaczego akurat na Allegro jak tyle jest księgarni językowych. A może również walizki i kapcie? 
Wziąwszy pod uwagę czas trwania spotu (3 min) produkty reklamodawcy są słabo wyeksponowane, logo Allegro ledwo mignęło na początku i na końcu. Gdyby ktoś nie wiedział czym jest Allegro to się z tej reklamy nie dowie. 

Płynące z filmu przesłanie również wiele wspólnego z Allegro nie ma. 
Odpowiedź na postawione w zakończeniu pytanie „Czego szukasz w Święta?” brzmi: 
rodziny, bliskości, miłości, niekoniecznie dóbr z serwisu Allegro. 
Myśl, że te towary mogą pomóc w realizacji wyżej wymienionych potrzeb emocjonalnych ma znaczenie drugorzędne, nikt nam jej łopatologicznie do głowy nie wykłada, nie przypomina co kilka sekund, czego właściwie reklamę oglądamy i co koniecznie powinniśmy kupić. 
Reklama "słabo sprzedaje". Czy to znaczy, że to zła reklama?

Niekoniecznie. Filmik zyskał sporą popularność i viralowe drugie życie (reklama Allegro i Dzień Świra), użytkownicy Internetu (szeroko rozumiana grupa docelowa Allegro) przekazują sobie link do reklamy, całkiem za darmo, nie nabijając reklamodawcy kosztów emisji, funkcjonuje w mediach jako „reklama Allegro” więc branding jest.

Historia opowiedziana pod marką Allegro ma wszystkie cechy dobrej opowieści:
- sympatycznego bohatera
humor
wzruszające, zaskakujące zakończenie
- uniwersalne ponadczasowe przesłanie o tym, co w życiu ważne
- realizm (samotność starszych osób, emigracja młodych)

Allegro daje nam współczesną wariację na temat tradycyjnego świątecznego mitu: (Świąt jako czasu spotkania i bliskości) podaną w sposób dowcipny, odbiegający od sztampy (typu szczęśliwa rodzina na tle choinki z kolendą w tle) i nie irytujący nachalną komercyjną intencją.

Reklama może nie podniesienie istotnie sprzedaży produktów z działu „Angielski” ale powoduje, że Allegro zaczyna nam się pozytywnie kojarzyć, jako „ktoś” empatyczny, serdeczny, wrażliwy, „ktoś” kto podziela nasze wartości i tęsknoty, „ktoś” nam bliski. 

Dochodzi do transferu wzbudzonych przez reklamę pozytywnych emocji na markę. 

Reklama skutecznie buduje więc tożsamość i wizerunek Allegro, wiąże markę z naszymi emocjami, co w dłuższej perspektywie z pewnością się opłaca.

Ale „Czego Szukasz w Święta” to zaledwie przystawka dla miłośników opowieści.
Allegro zafundowało nam prawdziwą ucztę sponsorując cykl filmowy „Legendy Polskie” czyli uwspółcześnione wersje znanych polskich baśni jak Pan Twardowski, Smok Wawelski czy Bazyliszek.

I nie jest wcale martyrologicznie, tragicznie i przaśnie. Jest ciekawie, dowcipnie, nowocześnie, profesjonalnie. Są świetni aktorzy, przebojowe polskie piosenki, genialne zdjęcia i efekty specjalne.
Okazuje się, że tradycyjny patriotyczny dyskurs da się ożenić z nowoczesną modernizacyjną narracją, że kibic w koszulce z Wyklętymi może z hipsterem cyklistą obejrzeć ten sam film, ręka w rękę i kolanko przy kolanku. 
A to znaczy, że działa magia legendy, która służyć miała właśnie budowaniu wspólnoty i umacnianiu plemiennych więzi.
Koniecznie sami zobaczcie.

To nie Gwiezdne Wojny ;) Kadr z filmu Pan Twardowski 2.0

A Allegro? Podoba nam się, jak ktoś ma kasę i potrafi ją wydawać naprawdę z fasonem, fundując nam dobrą rozrywkę a może i narodową terapię. I całkiem przyjemnie robi nam się nam myśl, że może w budżecie tych filmów jest i nasz grosik, bo nie wstydzimy się przyznać, że jesteśmy Allegro użytkownikami (artykuł nie jest przez Allegro sponsorowany;).



sobota, 19 listopada 2016

CHRISTMAST IS COMING!

Ledwo tylko listopadowy wiatr i słota zgaszą płomyki cmentarnych zniczy, już rozbłyskują światełka choinkowych lampek.
Dekorują się centra handlowe i witryny sklepów, reprezentujące rozmaite kategorie firmy rozpoczynają emisję świątecznych spotów, Mikołaj Coca Coli, jak co roku, wyrusza w trasę.

Myśl jaka temu przyświeca jest zdaje się następująca:
przywołanie świątecznej atmosfery wzbudza w naszym sercu takie ciepło, tak dobry nastrój, że puszczają wszystkie, powstrzymujące nas normalnie, przed radosną konsumpcją dóbr i usług, hamulce.
Ten, racjonalny i spięty, księgowy w nas zapada w zimowy sen, kontrolę przejmuje dziecko odliczające dni do magicznej wigilijnej nocy, z nienasyconym apetytem na słodycze, radość, miłość i prezenty.

Magia Świąt w Arkadii


Tak to czujecie wchodząc do świątecznie udekorowanej galerii handlowej?  

Czy może „jingle bells” w uszach Wam dzwoni a skronie pulsują w rytm migotania światełek zwiastując atak migreny. Jest Wam gorąco i duszno, odświeżacze powietrza o zapachu choinki lub pierniczków przyprawiają Was o mdłości. 

Ogarnia Was radosne podniecenie czy raczej narastające przedświąteczne podkurwienie? 

Serce Wam rośnie czy raczej, na myśl o sprzątaniu, gotowaniu, zakupach i rodzinnym biesiadowaniu, rośnie wielka gula w żołądku?

Z entuzjazmem rzucacie się w wir świątecznych zakupów, czy może stając w drzwiach galerii handlowej macie ochotę zrobić zdecydowany w tył zwrot, a gdyby nie sytuacja geopolityczna, to może nawet wyjechać do krajów muzułmańskich?:)))

Ale nie ma ratunku, świąt odwołać się nie da.

 Misja Niko (niestety) powiodła się...



Brniemy więc w gęstniejące od podobnych nieszczęśników sklepy, kupując często co się da, bez głębszego zastanowienia, byle mieć to z głowy. 

Nawet szczera chęć uszczęśliwienia bliskich osób w warunkach pierwotnego szału świątecznych zakupów powoduje, że ilość wydanych pieniędzy niekoniecznie przekłada się na subiektywną wartość prezentu w oczach obdarowanego.

Może czasem w ramach samo nagradzania, rozładowania stresu i zmęczenia kupimy też coś dla siebie – jakiś łakoć, butelka wina, miły dla zmysłów kosmetyk, ciuszek z wyprzedaży.

Szał przedświątecznych zakupów coraz bliżej.


Na jakich więc emocjach bazuje „christmasowy” marketing, na pozytywnych czy negatywnych?

Zapewne, w zależności od indywidualnego nastawienia, na jednych i drugich, ciekawe jakie są proporcje.

Ja (niżej podpisana) zaliczam się do frakcji „hejterskiej”, epatujące "świąteczną atmosferą" sklepy omijam, prezenty kupię przez Internet i Wam także radzę nie tracić rozumu i zawartości portfela ;)

Sylwia

czwartek, 27 października 2016

MR. BONES – (wieczna) młodość czy (nieuchronne) przemijanie?

Charakterystyczna, wyróżniająca się i konsekwentna identyfikacja wizualna marki to niezwykle istotny składnik jej tożsamości, zapewniający jej trwałe miejsce w świadomości konsumentów. Symboliczne znaczenie tego obrazu, to klucz do umysłu i serca klienta, który je otwiera lub zamyka.

Zlokalizowany w Arkadii butik Kiehl's niewątpliwie zwraca uwagę. Jest to zasługa głównie Mr. Bones'a – tak nazywa się stojący w witrynie kościotrup.
Wchodząc do galerii handlowej spodziewamy się zobaczyć prawie wszystko, ale raczej nie ludzki szkielet.


Mr. Bones jest częścią wystroju sklepów Kiehl's na całym świecie. Jego obecność niewątpliwie odróżnia drogerie tej marki od innych sklepów, przyciąga uwagę potencjalnych klientów, którzy zaciekawieni podchodzą do szkieletu, co stwarza obsłudze szansę nawiązania z nimi kontaktu. Dla stałych klientów stanowi element ułatwiający znalezienie sklepu ulubionej marki w nowym miejscu.

Oto jak wyjaśniona jest obecność tego eksponatu na wiszącej na piersi Pana Kościotrupa tabliczce:


Pan Kościotrup (pozwólcie, że spolszczę jego imię), ubrany w laboratoryjny fartuch, podobnie jak sprzedawczynie – konsultantki, ma więc budzić skojarzenia z naukową pracownią, opowiada nam o tradycji marki, o jej aptecznych i laboratoryjnych korzeniach.  
Wielu konsumentom kosmetyk kupowany w aptece wydaje się skuteczniejszy niż ten z drogerii (jeśli nie wiecie dlaczego oczywiście chętnie to wyjaśnię). 
Kiehl's szczycący się ponad 100-letnią tradycją prawdopodobnie był w USA jednym z prekursorów pozycjonowania kosmetyków jako „leków”.  

Wróćmy do naszego kościotrupa. Prawda, może kojarzyć się z pracownią naukową, ale przecież pierwsze skojarzenie z ludzkim szkieletem to śmierć. Kościotrup to śmierci odwieczny symbol i jej współczesny globalny trademark – wystarczy wpisać 'death' w Google Graphics by się o tym przekonać.

Kostucha i Ponury Żniwiarz czyli szkielet z kosą, to jedne z najstarszych wyobrażeń śmierci.

Ludzkie zwłoki i ich części przez wiele wieków stanowiły tabu, a ich pochowanie było powszechnym nakazem moralnym. Niedopełnienie tego obowiązku oznaczało, że duch zmarłego nie mogąc odejść w zaświaty zacznie dręczyć żywych. 
Rozwój nauki, zwłaszcza medycyny niewątpliwie osłabił to tabu, ale ciągle elementy ludzkiego ciała, które z podmiotu zamieniło się w przedmiot budzą w nas nieprzyjemny niepokój. 

Wiedzą o tym styliści Mr'a Bones'a i dokładają wszelkich starań by na poważnego kościotrupa nie wyglądał: zakładają mu muszkę i okularki, nawet piszą na tabliczce, że nie jest prawdziwy.


Stylówki mr. Bones'a


Prawdziwy czy sztuczny, na serio czy zabawny, szkielet z dużym prawdopodobieństwem wzbudza, mniej lub bardziej świadome skojarzenia ze śmiercią. Może więc Mr. Bones przyciąga uwagę, ale odstrasza klientów?

W średniowieczu ludzie przypominali sobie o śmierci, by nie zatracić się w doczesności, umartwiali ciało, by nadmiernie się do niego przywiązać, skoro od urodzenia toczone jest przez robaki śmierci i rychło zgnije. Jedynym remedium na śmierć była perspektywa życia wiecznego po śmierci, na które należało zasłużyć.

Kaplica Czaszek w Czermnej

Jednak wraz z upływem czasu przewagę zyskała frakcja Carpe diem” proponująca strategię zgoła odwrotną: skoro życie jest krótkie to trzeba je wycisnąć niczym cytrynę póki nadaje się do spożycia, a z soku najlepiej zrobić słodką lemoniadę, chłonąć życie wszystkimi zmysłami póki trwa. Do skutecznego uprawiania hedonizmu nic nie jest tak niezbędne jest zdrowe i, najlepiej, piękne ciało. 

Kiedyś czekano na pośmiertne życie wieczne, my chcemy żyć wiecznie bez śmierci, najlepiej wiecznie piękni i młodzi.



Lęk przed śmiercią to lęk przed przemijaniem, a oznaką przemijania jest starzenie się i niedoskonałość naszego ciała. Dr. Kiehl's ma na oznaki przemijania skuteczne ponoć lekarstwa.

Stojący, w XXI wieku, w świątyni konsumpcji, Mr. Bones – odwieczny symbol śmierci i przemijania – nie skłoni raczej nikogo do ascezy i duchowej refleksji, nie zniechęci do frenetycznej konsumpcji otaczających towarów i usług, raczej zmotywuje by kupić jakiś lek na toczącą nas od narodzin śmiertelną chorobę, nawet jeśli zadziała tylko objawowo :).

„ Matko, no też tak będę wyglądać, ale najgorsze jest to, że wcześniej będę wyglądać STARO” pomyśli potencjalna klientka, energicznym krokiem wchodząc do butiku.

Ja - Sylwia - optuję więc za pozostawieniem Pana Kościotrupa, Paweł jest innego zdania.

ZWYCIĘSTWO CZY KLĘSKA (POD) BORODINO

Kiedy nazywasz swoje dziecko, psa, swój biznes, czy produkt dobrze się zastanów. Nazwa ma znaczenie. Warto dokładnie sprawdzić co oznacza i jakie budzi skojarzenia.

Przydrożny billboard zapraszający do odwiedzenia restauracji Borodino mijamy kilka razy do roku wyjeżdżając z Warszawy w kierunku północnym, a potem wracając znad morza lub z Mazur. Nigdy nie zdecydowaliśmy się tam zatrzymać.  


Perspektywa posiłku w tym miejscu budzi w nas obawy, że restaurację opuścimy w kondycji równie żałosnej, co żołnierze obu armii, które starły się tam jesienią 1812, zgięci wpół, powłócząc nogami.  


Zdaniem historyków bitwa owa była Napoleona militarnym zwycięstwem i strategiczną klęską, która przesądziła o fiasku całej rosyjskiej awantury a może i klęsce całego napoleońskiego projektu. 
Pod Borodino, kosztem ogromnych strat w ludziach, Napoleon, zmusił rosyjską armię do wycofania się i otworzył sobie drogę do Moskwy, jednak nie rozgromił ostatecznie żołnierzy Kutuzowa, który wylizał rany i wziął rewanż.

Tak czy owak (nie jest to przecież blog historyczny), Borodino kojarzy się z krwawą jatką, widokiem żołnierskich trupów i martwych koni, z zimnem i pustką. Nie kojarzy się nijak z mile spędzonym czasem, a już najmniej ze smacznym jedzeniem (żołnierze Napoleona wszak w Rosji głodowali).

Skąd więc pomysł by tak nazywać restaurację?





W zamyśle miało to być pewnie uczczenie napoleońskich zasług i triumfów. 

Restauracja ma być częścią hotelu Modlin, a Napoleon walnie przyczynił się do rozbudowy modlińskiej twierdzy. 
Mały wielki cesarz to jedna z najbardziej fascynujących postaci historycznych ever.

Jeśli tak, to może, zamiast Borodino, opromienione glorią jednoznacznego zwycięstwa, Austerlitz lub Jena? 
Ale czy w ogóle militarne skojarzenia, nawet te triumfalne, pobudzają Wasz apetyt? 
Czy nie lepiej już byłoby nazwać knajpę po prostu Bonaparte? Albo romantycznie: Napoleon i Marysieńka? 
A może francuski cesarz, który bardzo cierpiał przed śmiercią z powodu dolegliwości gastrycznych (nowotwór lub trucizna) w ogóle nie jest dobrym patronem dla gastronomii?

Goście Borodino ponoć nie głodują jak napoleońscy żołnierze w nieprzyjaznej Rosji – w Internecie kuchnia cieszy się dobrą opinią, restauracja działa od kilku lat. 
Ciekawe ilu potencjalnych klientów omija ją przez złe skojarzenia z nazwą. Klientów, którym Borodino z czymś historycznie się kojarzy, a więc wykształconych, oczytanych, co często wiąże się również z zasobnością portfela.

Może to my się czepiamy, może dla większości 'Borodino' brzmi światowo i elegancko a więc zachęcająco? 
Naszym zdaniem warto było to sprawdzić.





KENZO WORLD cd - OŚWIECENIE ZAMIAST ORGAZMU?

Czemu służą perfumy? Uwodzeniu płci przeciwnej. 

Kobiety w reklamach perfum wyglądają i zachowują się uwodzicielsko, przy pomocy zapachu wytwarzają aurę, której nie jest oprzeć się w stanie żaden mężczyzna. 
To blog dla dorosłych, więc nie poprzestawajmy na tym ;) Czemu służy uwiedzenie? 
Przeżyciu seksualnego spełnienia. Zdjęcia reklamowe damskich perfum bardzo często przedstawiają kobietę, której wyraz twarzy sugeruje, że oddaje się intensywnym fantazjom lub czynnościom autoerotycznym, doznaje rozkoszy, lub też znajduje się na progu tego doznania...


Kupując perfumy kupujemy pachnący orgazm w butelce. 
(Przeważnie, oczywiście zdarzają się wyjątki od tej reguły.)




Dziewczyna Kenzo World też spotyka na swojej drodze mężczyznę. Czy uwodzi go? 
Wręcz przeciwnie, przewraca zaskoczonego faceta na podłogę chełpiąc się tym triumfem i swoją siłą. Mężczyzna nie patrzy na nią z uwielbieniem, on raczej się jej boi niż jej pożąda.



Szalony taneczny trip po gmachu opery kończy się skokiem prosto w źrenicę wielkiego oka. Kobieta przeskakując przez nie, niszczy je, ląduje bezpiecznie na ziemi i wali się w piersi niczym oznajmiający przywództwo nad stadem goryl.

Oko to w wielu kulturach symbol opatrzności, boskości, wyższej formy poznania: 
egipskie oko Horusa, chrześcijańskie oko opatrzności, hinduskie trzecie oko.

Skok, a właściwie lot dziewczyny interpretować więc należy jako zuchwały zamach na najwyższe autorytety, zakończoną sukcesem próbę zawłaszczenia boskiej wszechwiedzy i mocy.
Drogą do uzyskania tego nie była asceza, studia ani duchowa dyscyplina lecz poddanie się tkwiącej w nas pierwotnej, dzikiej naturze.




Perfumy tym razem nie obiecują nam podniesienia naszej atrakcyjności w oczach płci przeciwnej, seksualnej ekstazy lecz poczucie transcendentnej mocy płynące z otwarcia się na swoje tłumione pierwotne i dzikie alter-ego 
(jeśli dzikie, to może jednak będzie seks? ;)

Kobieta ma je kupić sama dla siebie, by poczuć się silną i wolną.
W składzie zapachu znajdziemy: czerwone owoce, piwonię, jaśmin i ambroksan (pochodna zwierzęcej ambry). 
Ciekawe czy pachną bardziej dziko i zwierzęco czy eterycznie i transcendentnie ;)

KENZO WORLD CZYLI JAK WYKORZYSTAĆ REAKCJĘ ORIENTACYJNĄ

OŚWIECENIE ZAMIAST ORGAZMU
Reklama nowych perfum Kenzo w ciągu kilku dni po emisji podbiła internety, a newsy o niej i jej twórcach zamieściło wiele portali informacyjnych. 
Pomimo, że film wyreżyserowany przez Spike'a Jones'a trwa prawie 4 minuty, co, w świecie kilkunastosekundowych spotów oznacza wieczność, gdy już zacznie się go oglądać trudno przestać.


Na początku widzimy dziewczynę uczestniczącą w oficjalnej uroczystości, która stara się przybrać stosowny do okoliczności wyraz twarzy – skupienie i życzliwy uśmiech. Przychodzi jej to z coraz większą trudnością, w końcu opuszcza salę. Na pustym korytarzu eleganckiej opery rozpoczyna się jej frenetyczny taniec przywodzący na myśl zachowanie osoby opętanej przez demona (przewracanie oczami i wysunięty język), czy pierwotne plemienne rytuały, często powiązane z zażywaniem substancji psychoaktywnych. 
Wrażenie, że mamy do czynienia z czymś dzikim i pierwotnym potęguje współczesna, ale niewątpliwie etnicznie brzmiąca muzyka.
W szalonych ruchach widać wyobraźnię Ryan'a Heffington'a, który stworzył choreografię także do bardzo popularnego kilka lat temu clipu Sii. Jednak dziewczynka z „Chandelier'a” wydaje się być w większym stopniu autorką i podmiotem swego tańca, który ma wyrażać jej prawdziwe ja, podczas gdy bohaterka Kenzo World, nie bez oporu poddaje się pierwotnym i dzikim instynktom.
Choć w niczym nie przypomina to klasycznego tańca, w którym podziwiamy harmonię i płynność ruchów, coś powoduje, że nie możemy oderwać od niej oczu. 


Tak jak nie jesteśmy w stanie skontrolować całej naszej ekspresji niewerbalnej, tak, często poza naszą świadomością, nasz mózg dokonuje analizy ruchów, mimiki, tonu głosu osób będących w naszym otoczeniu. Celem tego procesu jest odpowiedź na niegdyś kluczowe dla przetrwania pytanie: przyjaciel czy wróg? Zostać, uciekać, czy walczyć? Jeżeli nie pojawiają się żadne sygnały zagrożenia, wszystko jest w normie, proces analizy nie wychodzi poza peryferie naszej świadomości. Odchylenie od normy, dziwność, nowość, to sygnał ostrzegawczy wzbudzający reakcję orientacyjną: Co to jest? Muszę to obserwować, muszę to zrozumieć, bo to może oznaczać zagrożenie.
Osoba o tak dziwnej ekspresji jak główna bohaterka może okazać się niebezpieczna. Naszą uwagę wzbudza nie piękno jej ruchów, wręcz przeciwnie, ich dziwaczność i nieprzewidywalność.

Za koncentrację naszej uwagi na reklamie odpowiada więc przede wszystkim atawizm a dopiero potem estetyczna ciekawość i wyrafinowanie.

Trudno powiedzieć, czy twórcy reklamy wykorzystali ten mechanizm świadomie, bo taniec dziewczyny komunikuje nam także pewne cechy produktu i tworzy wizerunek jej użytkownika, o czym może w następnym odcinku OŚWIECENIE ZAMIAST ORGAZMU