Zachęcamy do lektury, życzymy spokojnych Świąt oraz udanych wakacji w przyszłym roku - w formule takiej, jaka Wam odpowiada.
Będąc w Rzymie, czyń jak Rzymianie. Albo pozostań sobą
Kategoria: Kampanie reklamowe | Autor: Agnieszka Jaszcz, Jakub Müller | Data: 12 grudnia 2016
Słowa kluczowe: wakacje, polskie strefy, styl życia, swojskość, aspiracje, rainbow
Pomysł biura podróży Rainbow, by w wakacje 2017 roku zorganizować polskie strefy w Chorwacji i Grecji, wywołał kilkutygodniową, zaskakującą falę hejtu. „Teraz, k..., Polska”, „strefa Janusza”, „buraki” – brzmiały komentarze. Ma to wiele wspólnego ze specyficznym podejściem Polaków do wakacji.
Apetyt na schabowego na zagranicznym urlopie
Przypomnijmy w skrócie. Polskie strefy mają powstać w kilku miejscowościach Grecji i Chorwacji. Kampania nowej oferty Rainbow, przygotowana przez agencje Fat Baby, Twin i Blueway Com, rozpoczęła się 24 października.
Objęła spoty emitowane w telewizji i na VoD, działania online oraz materiały do dystrybucji w punktach sprzedaży. Symbolem nowości był kotlet schabowy – tak dla odmiany.
https://www.youtube.com/watch?v=ur8TE-WTwF8
Wielu konsumentów, którzy jesienią nawet nie myślą o wczasach, temat rozpalił do czerwoności. „Teraz, k..., Polska”, „strefa Janusza”, „buraki” – to zaledwie próbka tego, co pojawiło się w Internecie i innych mediach. Skąd wziął się pomysł wywołujący tak duże emocje?
Biuro Rainbow wypróbowało go na mniejszą skalę w tegoroczne wakacje, w greckiej miejscowości Kokkino Nero, od lat odwiedzanej przez Polaków.
– Z badań, które przeprowadziliśmy w 2015 roku wynikało, że jest liczna grupa osób, które do tej pory nie wyjeżdżały za granicę i spędzały wakacje w Polsce. Postanowiliśmy się przyjrzeć, dlaczego tak się dzieje i jakie są główne bariery dla zagranicznych wyjazdów. Okazało się, że wśród przyczyn znajduje się niepewność związana z nieznajomością języków obcych, chęć wypoczywania w gronie rodaków oraz przeświadczenie o tym, że zagraniczny wyjazd jest drogi – mówi Radomir Świderski, PR manager Rainbow.
Zamiary organizatorów są więc mało kontrowersyjne. Brzmią prosto: zaoferować wczasowiczom bezpieczne, zorganizowane, różnorodne formy spędzania czasu. Nie tylko zresztą Polakom, bo przyjść i przyłączyć się do zabawy może każdy. I ta idea obejmuje zarówno zaproszenie do wieczornych rozrywek, jak i ułatwienie turystom poznawania obcych krajów i kultur.
Będzie można przypomnieć sobie, jak gra się w badmintona, frisbee, warcaby albo chińczyka. Rywalizację zapewnią teleturnieje, dyskoteki i karaoke, a wytchnienie – plenerowy pokaz filmowy. W strefach będzie też informacja turystyczna, ułatwiająca wynajem samochodu, skutera czy poszukiwanie okolicznych zabytków.
Pracownicy biura podróży twierdzą, że ci, którzy wypoczywali w tym roku w próbnej strefie w Kokkino Nero, byli zadowoleni. A skorzystało z tej oferty 8 tys. osób.
https://www.youtube.com/watch?v=HbvDte85JlM (wywiady z klientami)
Co z kolei nie podoba się krytykom pomysłu? To, że ich zdaniem pielęgnuje on gnuśność amatorów wakacji, podczas których nie trzeba stykać się z niczym nowym ani próbować przełamać bariery językowej. I że w praktyce w swojskich strefach mogą rozkwitnąć niekoniecznie dobre zwyczaje i zachowania.
Dr Paweł Wójcik, psycholog marketingu z agencji komunikacji niestandardowej Futura Media zwraca uwagę, że negatywne, silnie nacechowane emocjonalnie reakcje wobec takiej koncepcji to przejaw narodowych kompleksów i poczucia niższości.
– Z jednej strony to wstyd z powodu bycia Polakiem i obawa, że rodacy z takich stref jeszcze pogorszą – i tak już zły zdaniem krytyków – wizerunek Polaka za granicą. Z drugiej strony to możliwość podbudowania własnego poczucia wartości: „w przeciwieństwie do tych ksenofobicznych, nieobytych Januszy ja jestem człowiekiem światowym. Mówię po angielsku i nie jem bigosu, tylko frutti di mare”. W ekstremalnym wariancie takie osoby mogą udawać, że nie są Polakami i kiedy znajdą się w pobliżu takiej strefy, mogą nawet unikać prowadzenia rozmów w języku polskim, żeby nie utożsamiano ich z „obciachem z Polski” – tłumaczy Wójcik.
Strefy można uznać za odpowiedź na problemy, z którymi zmaga się rynek turystyczny. Zamachy i nierozwiązana sytuacja z uchodźcami sprawiły, że wyjazdy zagraniczne stały się mniej atrakcyjne dla klientów. Rainbow jako drugi co do wielkości gracz wśród krajowych operatorów turystycznych (do września br. z oferty biura skorzystało 291 tys. klientów) próbuje przede wszystkim rozszerzyć rynek o urlopowiczów, którzy dotąd za granicę nie wyjeżdżali.
Takie osoby często nie myślą o tym, co mogłyby zyskać, zobaczyć na takim wyjeździe, lecz skupiają się na przeszkodach. Kampania polskich stref usuwa jednocześnie dwie bariery: językową i cenową. Przed sezonem tydzień wakacji bez wyżywienia ma kosztować z przelotem od 753 zł, w sezonie za tygodniowy all inclusive z przelotem turyści zapłacą od 2000 zł.
Tymczasem w wynikach międzynarodowych ankiet na temat najgorzej zachowujących się turystów Polaków nie ma. Respondenci mobilnego przewodnika po świecie „Triposo” na najwyższym stopniu podium postawili Amerykanów, ponieważ są „głośni, niegrzeczni, grubi i straszliwie się ubierają”.
Zestawienie obejmuje też Brytyjczyków – cały świat ma dość ich wieczorów kawalerskich i panieńskich. Rosjanie słyną z głośnych, suto zakrapianych zabaw. We znaki dają się również Chińczycy ze swoją manią fotografowania, wiele skarg dotyczy obywateli Australii, Niemiec, Indii, Francji, Włoch, Brazylii.
Polski turysta nie stał się jak dotąd bohaterem newsów obiegających media na całym świecie. W przeciwieństwie do Chińczyka, który wyrzeźbił swoje imię na płaskorzeźbie w egipskiej świątyni. Kradzież pingwina z akwarium w Australii to wyczyn Brytyjczyków. I to nie Polacy napisali do władz parku Yellowstone z żądaniem wytresowania niedźwiedzi, aby pojawiały się zawsze tam, gdzie są spragnieni ich widoku turyści.
No dobrze, ale przecież hotele wakacyjne na całym świecie zapewniają już niejako w pakietach zabawy, animacje, występy artystów czy dyskoteki. Jeśli ktoś potrzebuje takich rozrywek, a boi się ich poszukać na własną rękę w obcym kraju, może po prostu uważniej przyjrzeć się ofertom w poszczególnych obiektach. Po co tworzyć odrębne strefy w polskim stylu?
– Chcemy dać podobną okazję do rozerwania się wieczorem klientom z apartamentów i tańszych hoteli, dodatkowo dopasowaną do polskiego gustu – tłumaczy Radomir Świderski z Rainbow i wskazuje, że nie tylko polski klient lubi spędzać czas w swojskim otoczeniu. Niemcy integrują się z Niemcami, Brytyjczycy z Brytyjczykami i nie ma w tym nic dziwnego. Anglicy w hotelu dostają na śniadanie jajka na bekonie, a Niemcy – swoje ulubione piwo.
Tyle że Polacy podchodzą do spędzania czasu wolnego inaczej niż turyści ze wspomnianych krajów.
– Musimy pamiętać, że dla sporej grupy Polaków zagraniczne, zwłaszcza egzotyczne wakacje to element budowania własnego wizerunku wobec przyjaciół i znajomych. Wyjazd do „polskiej strefy”, nawet za granicą, kojarzy im się z plażą nad Bałtykiem pełną rodaków – mówi dr Paweł Wójcik, dodając, że w takiej formule wakacji jest zdecydowanie za mało elementów aspiracyjnych.
– Takie postawy naszych rodaków pozostają niezmienne nawet wobec faktu, że Anglicy czy Niemcy mają takie strefy, robią w nich to, co lubią – piją piwo i opalają piwne brzuchy, nie prezentują się pewnie znacznie lepiej od Polaków za granicą, i nie przejmują się tym szczególnie. No ale te nacje nie mają takich kompleksów i wakacje są dla nich tylko wakacjami – podsumowuje.
Dr Paweł Wójcik, psycholog marketingu z agencji komunikacji niestandardowej Futura Media zwraca uwagę, że negatywne, silnie nacechowane emocjonalnie reakcje wobec takiej koncepcji to przejaw narodowych kompleksów i poczucia niższości.
– Z jednej strony to wstyd z powodu bycia Polakiem i obawa, że rodacy z takich stref jeszcze pogorszą – i tak już zły zdaniem krytyków – wizerunek Polaka za granicą. Z drugiej strony to możliwość podbudowania własnego poczucia wartości: „w przeciwieństwie do tych ksenofobicznych, nieobytych Januszy ja jestem człowiekiem światowym. Mówię po angielsku i nie jem bigosu, tylko frutti di mare”. W ekstremalnym wariancie takie osoby mogą udawać, że nie są Polakami i kiedy znajdą się w pobliżu takiej strefy, mogą nawet unikać prowadzenia rozmów w języku polskim, żeby nie utożsamiano ich z „obciachem z Polski” – tłumaczy Wójcik.
Strefy można uznać za odpowiedź na problemy, z którymi zmaga się rynek turystyczny. Zamachy i nierozwiązana sytuacja z uchodźcami sprawiły, że wyjazdy zagraniczne stały się mniej atrakcyjne dla klientów. Rainbow jako drugi co do wielkości gracz wśród krajowych operatorów turystycznych (do września br. z oferty biura skorzystało 291 tys. klientów) próbuje przede wszystkim rozszerzyć rynek o urlopowiczów, którzy dotąd za granicę nie wyjeżdżali.
Takie osoby często nie myślą o tym, co mogłyby zyskać, zobaczyć na takim wyjeździe, lecz skupiają się na przeszkodach. Kampania polskich stref usuwa jednocześnie dwie bariery: językową i cenową. Przed sezonem tydzień wakacji bez wyżywienia ma kosztować z przelotem od 753 zł, w sezonie za tygodniowy all inclusive z przelotem turyści zapłacą od 2000 zł.
Tymczasem w wynikach międzynarodowych ankiet na temat najgorzej zachowujących się turystów Polaków nie ma. Respondenci mobilnego przewodnika po świecie „Triposo” na najwyższym stopniu podium postawili Amerykanów, ponieważ są „głośni, niegrzeczni, grubi i straszliwie się ubierają”.
Zestawienie obejmuje też Brytyjczyków – cały świat ma dość ich wieczorów kawalerskich i panieńskich. Rosjanie słyną z głośnych, suto zakrapianych zabaw. We znaki dają się również Chińczycy ze swoją manią fotografowania, wiele skarg dotyczy obywateli Australii, Niemiec, Indii, Francji, Włoch, Brazylii.
Polski turysta nie stał się jak dotąd bohaterem newsów obiegających media na całym świecie. W przeciwieństwie do Chińczyka, który wyrzeźbił swoje imię na płaskorzeźbie w egipskiej świątyni. Kradzież pingwina z akwarium w Australii to wyczyn Brytyjczyków. I to nie Polacy napisali do władz parku Yellowstone z żądaniem wytresowania niedźwiedzi, aby pojawiały się zawsze tam, gdzie są spragnieni ich widoku turyści.
No dobrze, ale przecież hotele wakacyjne na całym świecie zapewniają już niejako w pakietach zabawy, animacje, występy artystów czy dyskoteki. Jeśli ktoś potrzebuje takich rozrywek, a boi się ich poszukać na własną rękę w obcym kraju, może po prostu uważniej przyjrzeć się ofertom w poszczególnych obiektach. Po co tworzyć odrębne strefy w polskim stylu?
– Chcemy dać podobną okazję do rozerwania się wieczorem klientom z apartamentów i tańszych hoteli, dodatkowo dopasowaną do polskiego gustu – tłumaczy Radomir Świderski z Rainbow i wskazuje, że nie tylko polski klient lubi spędzać czas w swojskim otoczeniu. Niemcy integrują się z Niemcami, Brytyjczycy z Brytyjczykami i nie ma w tym nic dziwnego. Anglicy w hotelu dostają na śniadanie jajka na bekonie, a Niemcy – swoje ulubione piwo.
Tyle że Polacy podchodzą do spędzania czasu wolnego inaczej niż turyści ze wspomnianych krajów.
– Musimy pamiętać, że dla sporej grupy Polaków zagraniczne, zwłaszcza egzotyczne wakacje to element budowania własnego wizerunku wobec przyjaciół i znajomych. Wyjazd do „polskiej strefy”, nawet za granicą, kojarzy im się z plażą nad Bałtykiem pełną rodaków – mówi dr Paweł Wójcik, dodając, że w takiej formule wakacji jest zdecydowanie za mało elementów aspiracyjnych.
– Takie postawy naszych rodaków pozostają niezmienne nawet wobec faktu, że Anglicy czy Niemcy mają takie strefy, robią w nich to, co lubią – piją piwo i opalają piwne brzuchy, nie prezentują się pewnie znacznie lepiej od Polaków za granicą, i nie przejmują się tym szczególnie. No ale te nacje nie mają takich kompleksów i wakacje są dla nich tylko wakacjami – podsumowuje.